Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

wyrzeknę się pewnych formalności, ale pod najściślejszą dyskrecją. — Podszedł do umywalni, nalał wody na purpurową misę i spytał: — Helena i Adam? Tak? — Hela stała już w koszuli i rozchełstanym ceglasto-czerwonym szlafroku, obok upiżamionego papy. Wyglądali wspaniale w czerwonym mroku sypialni.
— Tak — odpowiedzieli oboje.
Wyprztyk zapatrzył się na nich tak, jakgdyby ujrzał ich po raz pierwszy. Miał przez chwilę wrażenie, że w głębi litewskich lasów chrzci jakiegoś pół dzikiego bojara i zaklętą leśną księżniczkę.
— No, ojcze — szepnęła Hela niecierpliwie.
— A więc, Heleno i ciebie Adamie, chrzczę was w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego — rzekł uroczyście ksiądz Hieronim i skropił ich oboje wodą. Bertz wzdrygnął się, jak prawdziwy Belzebub.
— Jestem szczęśliwy, księże. Dziękuję. Hela: kocham cię. Muszę pędzić do moich armat — i wybiegł młodzieńczym prawie krokiem mimo swych 56-ciu lat.
— A ty córeczko możesz sobie teraz telefonować. Na razie dosyć mam spraw ziemskich — rzekł Wyprztyk. Ucałował Helę w czoło i wyszedł szybko, jakby przed czemś uciekając. Coś w nim przerwało się nagle, sam nie wiedział co — ale opanował go wielki smutek beznadziejności absolutnego nienasycenia niczem. Zrobił parę kompromisów pojęciowych — ale nie o to chodziło. Cóż to znaczyć mogło wobec złapania w sieć tak niebezpiecznego i trudnego okazu, jak Hela Bertz.
Zamyślona, skupiona w sobie i obojętna na życie podeszła do telefonu. Wobec wewnętrznej przemiany ważne poprzednio fakty skurczyły się do niedostrzegalnych małostek. Ale jaka była w istocie ta przemiana nie wiedziała ani Hela, ani ojciec Hieronim. Naciąganie sprężyn: oto ostatnie słowo tej nieciekawej na razie tajemnicy.
Tymczasem zachodziły sobie w najlepsze następu-