jące wypadki. Bazakbal i Prepudrech ocknęli się o tej samej porze: to znaczy: mieli dokładnie nastawione zegarki i budząc się powiedzieli do siebie samych identycznie to samo zdanie: „o do djabła, już pięć po piątej“. Dalej odbywało się wszystko z właściwą tym sprawom złowrogą nudą i poczuciem nonsensu istnienia wogóle, oczywiście u najbardziej zaangażowanych współuczestników. Bazakbalowi przypomniało się zdanie Williama James’a, znienawidzonego przezeń twórcy pragmatyzmu, czytane w jakiemś francuskiem tłómaczeniu: „figurons nous un monde composé uniquement des maux des dents“ — czy nie gorszy jeszcze byłby świat, złożony wyłącznie ze spraw honorowych? Kwadrans na 6-tą zjawili się oficerowie w pysznych humorach i oświadczyli, że dziś i zaraz. Wiadomość ta podziałała na Atanazego, jak kielich dobrej wódki. Ale działanie to trwało niestety bardzo krótko. Nie zostało mu już nic z wczorajszej nonszalancji, mimo, że wiara w udanie się pojedynku nie opuszczała go ani chwilę. Jednak — to niema gadania — moment przebudzenia był ciężki, a rozmowa z mało znanymi oficerami, wobec których musiał nadrabiać miną, aby nie okazać im owej złowrogiej, męczącej go nudy, była torturą nieznośną. Bezsens historji tej był tak wielki, że dręcząca go miłość, zdrada i inne dalsze „plany“ życiowe, wydały się zaczarowanemi wiszącemi (koniecznie wiszącemi), ogrodami jakiemiś wymarzonemi, fantastycznemi, światami, wobec samego faktu jazdy dorożką za miasto o godzinie 6-tej rano. Spotkanie wyznaczono w Dolnym Przeręblówku na 7-ą.
„Ach, prawda, warunki“, pomyślał jadąc ze swymi świadkami Atanazy. — „To jednak dość szykownie wyszło, że dotąd ich nie zapytałem — co prawda z powodu zupełnego ogłupienia“. Właśnie jakby na zawołanie starszy z oficerów, rotmistrz Purcel (podobno de Pourcelles, z emigrantów francuskich) rozpoczął
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.