artystyczną i teorją Sztuki, słyszy i czyta na ten temat same nieistotne rzeczy, a nawet zupełne bzdury. Nareszcie występuje do walki i spotyka się przeważnie z zupełnie pospolitem niezrozumieniem, a co gorsza z nierzeczowem »chlastaniem« jego prac i bezmyślnem »utrącaniem«. Żadne tłumaczenie tego faktu zawiłością mojego stylu nie jest wystarczające. Nie uwalnia to przeciwników od dowodów. A gołosłowne wymyślania dają tylko złe świadectwo tym, którzy używają tej metody. Lepiej już zlekceważyć daną rzecz zupełnie i nie pisać nic.
Ktoś inny zrobił mi zarzut, że zbyt »głośno« mówię o sobie. O ile pisałbym czysto teoretyczny wykład, mógłbym siebie pominąć zupełnem milczeniem, ale w tej formie ujęcia, zademonstrowanie pewnych rzeczy, bez użycia siebie jako przykładu, było niemożliwem.
Uważając, że zasadnicze nieporozumienia są wyjaśnione, a metody krytyków należycie oświetlone, oświadczam, że w przyszłości odpowiadać będę tylko na zarzuty rzeczowe, pomijając wszelkie »chlastania«
zupełnem milczeniem.
O ile książka ta jest zbyt osobista, to połowa przynajmniej winy spada na moich »wrogów«. Oczywiście od wiary w siebie do megalomanji il n’y a qu’un cheveu. Mam wrażenie jednak, że mimo prowokacji, włoska tego jeszcze nie przekroczyłem.
13/II 1922 r.