Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Formę nie deformując świata i psychologji — w praktyce, jeśli ma się być szczerym jest to na tle nowych wymagań kompozycyjnych niemożliwe. Jakkolwiek moje sztuki są jeszcze obciążone wielkim balastem treści życiowej, sądzę, że jestem bardziej na linji Czystej Formy, niż nasi realiści i symboliści (np. Grubiński lub Rostworowski). Nie mówię tu o spółczynniku doskonałości, tylko o różnicach jakościowych, polegających na proporcji w danej Sztuce elementów: życiowego i formalnego. Każdy artysta rozwija się w ten sposób, że naturalnie, nie programowo, przezwycięża treść życiową na korzyść wartości formalnych. Oczywiście wymaga to czasu. Napisanie programowe sztuki z wymyślonymi »nowymi elementami« (Fikcja Breitera — elementy są zawsze stare: obrazy, działania i wypowiedzenia) jest innego rodzaju procederem, niż konsodolizowanie się wizji formalnej, która w procesie tym obciąża się życiem i czasem zapada w nie zupełnie. Ale co o tych problemach wiedzą estetycy? Co ich to może obchodzić? Im chodzi o to, aby daną rzecz »zerżnąć« — poczem mogą spać spokojnie. Tylko o ile ja, tłómacząc moją teorję, apeluję do najwyższych władz duchowych słuchaczy. o tyle »rżnący« krytycy zwracają się zwykle do warstw duszy najniższych, aby być powszechnie zrozumiałymi, a przy pomocy rozpowszechnionego w Warszawie taniego, dowcipnego frazesu, zdobywają przewagę napewno. A zresztą na ludzi, posiadających darmowe fotele redakcyjne, jakaś siła wyższa sprowadza łaskę posiadania objektywnych kryterjów — chyba tak należy pojąć tę niedającą się udowodnić teorję. Nie — kryterjów nie było nigdy: podobało się coś, lub nie, t. zn. było dla mnie pięknem, lub nie, — pięknem nie w znaczeniu czysto-zmysłowej przyjemności, tylko według definicji Piękna, którą podałem wyżej. Objektywne kryterja to złuda naturalizmu, który coś, co się dzieje