do pism o różnych tendencjach. Ale Breiter jest programowym eklektykiem, umysłem bez szkieletu i określonej struktury i to daje mu tę możność jechania wszystkiego z dowolnego punktu widzenia. Ale cierpliwości: dobrą wiarą nawet takiego Proteusza zwyciężyć można.
Zarzut »celowych niedorzeczności« wynika tylko z niezrozumienia wypowiedzeń moich figur. Raz tylko mówi Plasfodor głupstwa i to programowo i ironicznie i to jako on sam, a nie jako ja. Ale gdyby Breiter taki jak jest spadł z Marsa i nie czytając żadnej innej krytyki zobaczył np. »Noc Listopadową«, z pewnością posądziłby Wyspiańskiego o programowy nonsens. Emil Breiter wie dobrze skąd wiatr wieje w danej chwili, tylko na wielkich dystansach nie orjentuje się z taką pewnością. Umie za to być wyrazicielem vox populi, czyli głosu braku artystycznej kultury naszego społeczeństwa. Jednak w stosunku do mnie robi krytyk ten wyjątek. Zarzut nonsensu zostawia innym, a dla oryginalności zarzuca mi realizm. Ale ponieważ a priori nie wierzy w Czystą Formę w teatrze, czyli przyznaje się, że jest człowiekiem a-teatralnym (podobnie jak są ludzie niemuzykalni) więc zarzutu tego nie mogę wziąć na serjo, ponieważ nie istnieje tak czysta Czysta Forma na scenie, któraby dla Breitera nie była realistyczną. Gdyby powiedział: wierzę w Czystą Formę ale pańska sztuka jest dla mnie zbyt realistyczna — byłby to zarzut ciężki. Ale zrobiony w formie powyższej jest tylko zdemaskowaniem naiwnej perfidji i chęci utrącenia quand même.
Zarzut, że efekt z Mumją, śpiewającą za sceną jest »zwykły«, zrobił mi już Lechoń w r. 1919. Ale co panowie rozumiecie przez niezwykłe efekty? Z pewnego punktu widzenia wszystko, co jest możliwe jest zwykłe. Niezwykłe byłoby zjedzenie góry, zwomi-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/147
Ta strona została przepisana.