z początku byłoby to ciężkie do czytania, może byłoby zbyt »germańskie«, może nawet przypominało »rosyjskie tłumaczenia z niemieckiego« tym, dla których takowe były źródłem jedynem ich domowego wykształcenia. Ale przecież, rozprawiwszy się raz z istotą dzieła Sztuki, z jego stroną formalną, mógłby krytyk puścić się »na całego« i łupnąć wszystkie swoje ideowe i psychologiczne analizy bez przeszkody i pokazać zdumionej publice swoją europejską ogładę i głębię społecznych, czy narodowych koncepcji. Ale na to musiałby mieć więcej miejsca. W gazetach jest miejsce na wszystko: publiczność musi wiedzieć, że Ryfka Zweinos ukradła zardzewiałą agrafkę Marji Gwoździak, lub że Szymon Fafłoch dźgnął nożem Icka Morgenfeina — to będzie opisane z detalami. Ale na krytykę i polemikę artystyczną miejsca jest jak najmniej.
Każdy krytyk musiałby podać swoje credo: czem jest dla niego Sztuka, jakiemi pojęciami zamierza operować i podaćich definicje. Trudno byłoby wtedy skakać po pięciu różnych stanowiskach, co ułatwia tak niesłychanie »jechanie« i »rżnięcie«. Nietylko powinien podać to raz i drugi, ale często przypominać naszej zupełnie estetycznie niewykształconej publiczności. Ale na to musiałby mieć miejsce. Oczywiście, że dla krytyki takiej, jaka była dotąd, z małemi wyjątkami, szkoda i tego miejsca, które na nią łaskawie udzielano. Ale może z czasem będzie lepiej. Narzekania na t. zw. »kołtuństwo« publiczności są łatwe. Ale cóż winna jest publiczność, kiedy ci, którzy ją karmią, zamiast tego, aby ukazywać jej drogę do zrozumienia Piękna, zajmują się przeważnie własnym popisem z wątpliwą czasem wiedzą o wszystkiem innem, tylko nie o Sztuce. Zato każdy myśli: »mój Boże! Co to za mądry musi być, chłop, jeśli on wszystko tak potrafi zjechać!«
Wytworzył się u nas pewien szablon recenzji,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/173
Ta strona została przepisana.