wstały ze zdegenerowanej formy dawnych sztuk, w których życie niezdeformowane połączone było z Czystą Formą, podobnie jak rzeczywisty świat »naturalnie przedstawiony« i »treść« określona, połączone były z nią na obrazach dawnych mistrzów. Podobnie ekspozycja powinna według mnie jak najmniej jako taka miejsca na scenie zajmować (może być podana nawet na programie) lub też trwać do końca sztuki w tem znaczeniu, że pewne rzeczy do końca samego mogą pozostać niewyjaśnione, na czem może polegać ich istotna formalna wartość, podobnie jak wartość słów nie określonych w poematach.
Reżyser powinien według mnie zupełnie zapomnieć o życiu i jego konsekwencjach i mieć na myśli jedynie splot działań i wypowiedzeń, któryby, na podstawie nikłych wskazówek autora, sformował w konstrukcję, według swego własnego poczucia Piękna formalnego w Czasie, dopuszczając jak najwięcej indywidualnych pomysłów poszczególnych aktorów, równie nie życiowo nastrojonych. Że mimo wszystko wizja takiego Piękna jest możliwa i że urzeczywistnienie przez twórczych (może mimowoli) artystów nie jest niemożliwością, dowiódł tego zdaje się (ale nie dla zakamieniałych w przesądach »znawców« i upartych nawet wbrew bezpośrednim wrażeniom krytyków) Teofil Trzciński i artyści Teatru Miejskiego w Krakowie, a następnie Borowski, Iwaszkiewicz i Dziewulski z artystami Teatru Polskiego w Warszawie. Mam nadzieję, że jeśli nie przy pomocy moich sztuk, to w związku z twórczością nowych autorów, która przyjść musi, teatr przestanie by tem czem był dotąd, a co znudziło już zdaje się nawet tych, którzy są najodporniejsi wobec wszelkich przemian, albo wogóle przestanie być teatrem.
30/I 1922.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/175
Ta strona została przepisana.