metafizyczne, b) talent. t. j. zdolności czysto zmysłowe, które dają możność uzewnętrznienia tego uczucia, a następnie c) pewne bogactwo nieistotnych dla stworzonego już dzieła elementów życiowych, przez które polaryzując się, jedność osobowości w dostatecznie dla danej epoki skomplikowany sposób się przejawia. Ogólnie chodzi o stosunek wielości do jedności[1].
P. S. W związku z odpowiedzią Komarnickiego na powyższą moją odpowiedź nasuwają mi się następujące uwagi. Komarnicki zdeklarował się w niej jako realista, uznający sztukę za »Spotęgowanie życiowości«. Ale jakie wtedy mamy kryterja (subjektywne) dla odróżnienia dzieła sztuki od bifszteka, lub dawki johimbiny? Konsekwentnie musi uznawać formę za naczynie tylko dla pewnych treści, za środek, a nie za cel sam w sobie i dlatego to przeniesienie punktu ciężkości na kwest je formalne wydaje mu się »absurdem«[2]. Wogóle zauważyć należy pewne obniżenie się tonu odpowiedzi. Dowodzić jest trudniej niż ironizować, jakkolwiek pewna jadowitość połączona z dowodami jest może najlepszym sposobem dyskusji. Zamiast być zadowolonym z tego, że w formułowaniu się zrobiłem pewien postęp, Komarnicki wyraża się o tym fakcie z lekką ironją. Muszę jednak zaznaczyć, że jakkolwiek teorja moja zrozumialsza
- ↑ Oprócz podziału artystów na 16 typów według proporcji tych czterech koniecznych elementów (Nowe Formy w malarstwie) możnaby »nienasyceńców« podzielić na trzy rodzaje, a mianowicie: a) tych, którzy nasycają się przez komplikację kompozycji i napięć kierunkowych, b) przez potęgowanie dysharmonji kolorów, c) przez komplikowanie i akcentowanie samego ujęcia formy. Analogje z malarstwem w innych, sztukach nasuwają się same przez się.
- ↑ Używanie słowa tego w polemice wydaje mi się niegodnem Lucjusza Komarnickiego. Czyż nie lepiej zastąpić ten wygodny skrót dowodem?