jest dlań obecnie, daleki jestem jeszcze od przyjęcia zasady Zoli i jak dotąd nie popełniłem dla »popularyzacji« żadnego najmniejszego kompromisu. W dziele sztuki chodzi o proporcję danych życiowych i formalnych, a nie o programową eliminacje pierwszych na rzecz drugich. Nic na to poradzić nic można, że sądy, w których tę proporcję oceniamy będą w pewnych granicach subjektywne.
Co do rzekomego »mistycyzmu« mego, zarzut Komarnickiego jest zupełnie gołosłowny i lekkomyślny. Oczywiście w krótkich dodatkach do estetyki nie mogłem podać systemu mojego w całości, przyczem muszę zaznaczyć, że od czasów »Wstępu« do »Nowych form w malarstwie«, zrobiłem (o ile mi się zdaje) postęp zasadniczy. O ile przyjęcie pewnych pojęć za nie podlegające definicji (np. pojęcia Istnienia) nazywa Komarnicki mistycyzmem, to jestem mistykiem. Ale wiadomo. że dążenie do definjowania każdego pojęcia danego systemu prowadzi do kręcenia się w kółko. Sądzę, że posądzenie mnie o mistycyzm nie polega tyle na zrozumieniu mojej teorji, tylko na samem dżwiękowem działaniu słowa »metafizyczne uczucie« przyczem znaczenie w jakiem go używam, (jego definicja) jest pomijane, jako coś nieistotnego. Zarzut co do wielkości mojej odpowiedzi jest kapitalny. Ależ panie Lucjuszu, gdyby artykuł mój nie był drukowany »petitem«, tylko wystrzyknięty na niebo przez aeroplan w postaci liter z gazu świecącego, wielkości ½ km. jeszczeby więcej zajął miejsca! Ale co to ma do rzeczy? Jeśli dla Komarnickiego ta ilość miejsca którą poświęca się w naszych pismach na poważną polemikę, jest jeszcze zbyt wielka, to doprawdy niema skromniejszego nadeń człowieka. Tem jest to dziwniejsze, że sam Komarnicki uznaje zbawienne działanie polemiki na rozjaśnianie pojęć (»Klärung der Begriffe«), w czem najzupełniej z nim się zgadzam.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/208
Ta strona została przepisana.