kom takiego systemu pojęć, którym operując, przy opisie formalnej strony dzieł sztuki i jej krytyki, mogliby zwrócić uwagę publiczności na ich Piękno (ew. na brzydotę), a nie na wszelkie nieistotne, życiowe elementy, któremi się dotąd zajmowali.
5) Szczęśliwym jest ten, kto nie cierpi na »nienasycenie formą« i można mu zazdrościć tylko, że jest on w stanie doznać od spokojnych form dawnych mistrzów wrażeń czysto-estetycznych. Sądzę tylko, że między zajmującymi się Sztuką, niewielu jest takich, którzyby tak dawną jak i nową sztukę istotnie t. j. formalnie pojmowali, niema zaś wcale takich, którzyby o formalnych wartościach pisali, mimo zastrzeżeń, że Formy wcale nie lekceważą. Dziwi mnie, że krytyk tak sumienny i starający się (może nie zawsze właściwie) zrozumieć moją teorję, może jednocześnie uznawać krytykę p. Kisielewskiego, która jest dla mnie typem lekkomyślnego »jechania«, na tle zupełnego nieprzemyślenia problemów artystycznej twórczości.
6) Dlaczego ktoś zajmujący się teorją Sztuki nie może malować dobrych obrazów, lub pisać dobrych sztuk, tylko dlatego, że jest teoretykiem, jest dla mnie tajemnicą zupełną.
7) Byłoby dobrze, aby ci, którzy nie lenią się ze mną polemizować, szczególniej tak poważnie i uczciwie jak Komarnicki, zechcieli poznać wszystkie moje prace teoretyczne. (»Nowe Formy w malarstwie«, »Szkice estetyczne«). Trudno mi bowiem, w krótkim artykule, powtarzać wszystko to, co już sformułowałem obszerniej gdzieindziej.
Nie wdaję się tu w polemikę z ocenami względnie przychylne mi Świerczewskiego i Horzycy, jakkolwiek uważam, że krytycy ci pominęli jak i inni stron formalną rzeczy[1].
- ↑ A propos odpowiedzi Ortwina na przychylną, ale