Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/220

Ta strona została przepisana.

skawie ich istnienie, sondując z wielką starannością »głębie dusz« ich autorów, badając sumiennie ich filozoficzne, społeczne i narodowe koncepcje. Vox populi zrobił już swoje.
Dziwnym zdaje się ten fakt, że, mimo całej nieistotności krytyki, wśród mnóstwa plew przemyca się i ziarno w tem, co zostaje trwałe w Sztuce przez wieki. Dowodzi to, że krytyka jest właściwie nic nie warta i że naprawdę nikt się z nią nie liczy. Zresztą jest ona wynalazkiem bardzo niedawnym. Szczęśliwe były czasy, które się całkiem bez krytyków obejść mogły. Ale jeśli już muszą być koniecznie, niech jużby byli tacy, jacy być powinni, nie tyle co do natężenia inteligencji, zdolności odczuwania, wewnętrznego bogactwa, ale niechby mówili naprawdę o Sztuce. Z czasem powstałyby przez ich pracę pojęcia, któremi operując możnaby mówić o Formie, a dalej możeby zaczęto nareszcie zwracać uwagę na Piękno, jak na to zasługuje. Ale na razie sytuacja jest beznadziejna, ponieważ krytycy nie chcą się niczego nauczyć, a chęć nauczenia przyjmują jako osobistą obrazę.
Oczywiście z teatrem i literaturą trudniej jest niż z malarstwem, ponieważ samemi artystycznemi elementami dwóch pierwszych sztuk są istności złożone: słowa i zdania, wypowiedzenia i działania istot żywych.
Ale właśnie w związku z tem, że istności te mogą być uznane za elementy artystyczne (podobnie jak dźwięki i barwy) t. zn. za zdolne tworzyć konstrukcje bezpośrednio działające, mimo złożoności samych elementów, dałoby się stworzyć takie systemy pojęć dla ujęcia formalnych wartości poezji i teatru, jak to jest w moich pracach zapoczątkowane dla malarstwa. Twierdzenie to nie wynika z przypadkowej analogji z malarstwem, tylko opiera się na bezwzględnej wspólności wszystkich sztuk ze sobą, czego jednak przed-