niem) redakcji »Skamandra«, że artykuł jego jest dość bezmyślną baliwernją bardzo utalentowanego poety, ale osobnika pozbawionego umysłowego szkieletu. Ale po namyśle przyszedłem do wniosku, że nie warto. Z którym bowiem Sternem-bym walczył? Czy z tym, który w »nożu w bżuhu« napadł na mnie po chuligańsku, twierdząc, że »Tumor« jest nędznem »dramidłem«, czy z tym, który po dżentelmeńsku stwierdza, że jest to »żart sceniczny«, czy z tym wreszcie, który, w »Nowej Sztuce« ośmiela się klepać protekcjonalnie po plecach jednego z naszych (a może i wszechświatowych) najznakomitszych logików, doskonałego malarza i jedynego estetyka naszego, z którym z przyjemnością można walczyć, Leona Chwistka, mego teoretycznego wroga? Przypomina się rozmowa ks. Northumberland z żoną: »ilu żeś ich (Sternów) zabił, drogi Percy?« »Tylko siedmiu — niech djabli wezmą takie bezczynne życie!« I ten niesłychanie utalentowany artysta pisze rozprawy teoretyczne o teatrze do »Skamandra«. A redakcja zamieszcza jeszcze wzmiankę, o możliwych nieporozumieniach na temat wzajemnych wpływów: Sterna i moich. Na dywagacjach tego, który na przedstawieniu nie był, opiera się p. Stycz. w swojem zdaniu o realistycznem wystawieniu »Tumora«, krzywdząc (w mojem mniemaniu przynajmniej) Teofila Trzcińskiego. To już, jest niesłychane!
Tak — pozornie i na razie są to nikłe rzeczy: kwestja Czystej Formy w teatrze i moje sztuki i to, co o nich piszą analfabeci Estetyki, ale z takich i tym podobnych »kawałków« składa się to, co się u nas nazywa artystyczną krytyką. Dlatego tak długo zajmowałem czytelników sobą (a nawet jeszcze zajmować będę). — Chodzi nie o fakty same, ale o zasady, a dopiero na sobie samym można należycie ocenić jak nisko stoi u nas artystyczna ocena dzieł Sztuki, z jak dzikich punktów widzenia ocenia się ich for-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/224
Ta strona została przepisana.