dny naturalistyczny nonsens coraz więcej wypiera Czystą Formę, której, mimo swych teorji nie zdołali zgnębić w pierwszych swych utworach. W »nożu w bżuhu« jedynie wiersz Wata stoi na poziomie dawnej ich twórczości. Reszta to imitacje rosyjskich, niemieckich i francuskich futurystów i dadaistów i coraz wyraźniej wyzierająca pustka, przykryta nieświadomem udawaniem przed samym sobą, na tle zupełnego wyczerpania. A skutki dookoła — jeszcze okropniejsze.
Futuryści nie uznają w Sztuce Formy, dadaiści niemieccy nie uznają Sztuki wogóle. »Dada muss man erleben«, pisze jeden z ich przywódców. Ale po tym »Erlebnisie« koniec wszelkiej twórczości. Ryk zwierzęcia, zmieszany ze skrzeczeniem pragmatysty, który wierzy w to, że Prawda to użyteczność, i gotów uznać każdy nonsens za Objawienie, byleby to było zgodne z przeciętną wartością społeczną w danej epoce. Określiłbym. to jako wygryzanie samemu sobie »metafizycznego pępka«[1]. A więc jakie działanie jest tej twórczości i jakie postępy zrobiła »futuryzacja« życia i sztuki? Jedynem działaniem jest to, że cała masa ludzi, zobaczywszy jak łatwo jest robić sensację i pieniądze wydając pisma podobne do futurystów, i to ludzi bez talentu, zaczęła produkować podobne wydawnictwa. Warszawa jest obecnie zasypana przeróżnemi świstkami, w których nieutalentowani epigonowie Sternów i Jasieńskich wypuszczają smrodliwe gazy i ohydnie woniejące ciecze. A publiczność, która nigdy na wysokim estetycznym poziomie nie stała, czyta to wszystko z zapałem godnym czegoś lepszego, jako wyraz Nowej Sztuki, którą się w ten sposób dyskredytuje ze szczętem.
Za to jest bardzo szykownem mieć w dwudziestym roku życia swoich epigonów. Przeciętny obywa-
- ↑ Patrz: »Tumor Mózgowicz«.