Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/248

Ta strona została przepisana.

szym futurystom, o ile nie zatrzymają się na brzegu przepaści, która ich ku sobie ciągnie.
Proszę wybaczyć trochę zwierzeń osobistych. W lecie w r. 1921 wpadł mi w ręce numer »PamBam«. Muszę się przyznać, że sam wpadłem w rozpacz. Nie wiem czy to było pisane na serjo czy »na farsę« i w tem jest cała okropność tej rzeczy. Przyjdzie czas, że nie będzie wiadomem co jest Prawda, a co Fałsz, co jest wynikiem artystycznej konieczności, a co przypadkiem czysto mechanicznym, lub co gorsza — świadomą blagą. Taki jest fatalny, nieunikniony los Sztuki w społecznym rozwoju ludzkości. Ale o ile np. Francuzi w malarstwie i literaturze, a Niemcy zdaje się tylko w literaturze stworzyli zupełnie nowe rzeczy w formalnych wymiarach, o tyle my, Polacy, jesteśmy w daleko gorszem położeniu. U nas dopiero co zaczęło się przezwyciężenie realizmu, a Sztuka Formalna jest jeszcze w zarodku i na te pierwsze początki, bez istotnej potrzeby, wynikającej z istotnego zblazowania, wali się lawina sztucznego »nienasycenia formą«, a co gorsze nonsensu samego w sobie i przypadku, a trop w trop biegnie za tem okropne widmo Blagi, przez wielkie B. I wydał mi się bardzo bliskim ten czas, w którym istotna praca naprawdę nic nie będzie warta i wyniki długoletnich wysiłków w kierunku stworzenia rzeczy pięknych przez ludzi szczerych nie dadzą się odróżnić od destruktywnej roboty szakali dadaizmu i świadomych blagierów.
Wtedy to wydaliśmy we trzech: Tadeusz Langier, Tymon Niesiołowski i ja jednodniówkę »Papierek lakmusowy«, organ »piurblagistów«, jako antydot przeciw tamtym zjawiskom, memento dla zabłąkanych na manowce artystów i ostrzeżenie publiczności. Przytem, samym programem otwartej blagi chcieliśmy zdystansować wszystkie możliwe w tym kierunku »poczynania«, (Ohydne słowo). Nie była to afera finansowa