jak »nuż Ww bżuhu« według »Skamandra«, ponieważ ewentualny dochód miał pójść na wyganie nowego, jeszcze silniejszego numeru, lub na cele dobroczynne. Ale rzecz ta utonęła w powodzi nowych świstków w rodzaju Pam-Bam, z których niewiadomo, które są blagą, a które Prawdą.
Lepiejby to świadczyło o smaku nowego pokolenia artystów, aby to nie był wypadek ostatni. Smutnym jest dla mnie fakt, że tak poważny uczony i artysta jak Leon Chwistek dał swoją pracę teoretyczną do »noża w bżuhu« i pozwolił drukować swoje myśli i nazwisko potworną ortografją tego »organu«, przyczem ma tę satysfakcję, że jest protekcjonalnie klepany po plecach jako filozof przez zdolnego, ale fatalnie zabłąkanego poetę Anatola Sterna. Zaznaczam że w »Papierku lakmusowym« nie kpiłem z idei Chwistka, których poważną krytykę podałem na innem miejscu (»Szkice estetyczne«) tylko ze stosunku futurystów do jego idei, których zdają się oni nie rozumieć dokładnie.
»Am Bam — powiadam wam«, jak rzekł kiedyś Tytus Czyżewski w swoich jeszcze doskonałych »wizjach elektrycznych«, ratujcie siebie póki czas i ratujcie Sztukę Polską od przedwczesnego, samobójczego upadku.
Każdy, który zrozumie dobrze moją teorję, pojmie, że to, co tu piszę, nie jest cofnięciem się z zajmowanego przezemnie stanowiska, tylko jego prostą konsekwencją.
4/II 1922.