kiem nie swojego fachu. Oburzalibyśmy się, gdyby socjolog łupnął matomaniczne dzieło o analizie spektralnej,[1] nic nas nie oburza o ile genjalny eseista-psycholog pisze o literaturze, przedstawiając w dodatku swoją wiedzę o »duszy ludzkiej«, jako wiedzę o sztuce i nie wspominając przytem ani słowem o Formie, która wprawdzie czemś jest, ale mówić o niej jest zbyt trudno, więc lepiej zagłębić się w duszę. Oczywiście gdyby nie »dusza«, nie byłoby sztuki, ale dla socjologa wszystko: teorja Einsteina i »Mopsożelazny piecyk« Wata będą objawami życia społecznego. O Einsteinie nie dadzą mu mówić matematycy i fizycy i ogłoszą go za matomana, o sztuce mogą mu tylko zabronić mówić artyści, ponieważ nikt ich wtem nie wyręczy. A zabronić mu mówić i wykazać mu, że jest matomanem (lub ew. matołomanem) mogą tylko w ten sposób, że plunąwszy na dawną Estetykę, sami zajmą się budowaniem nowej, ścisłej, nie-psychologicznej teorji sztuki, czyli, jakby powiedział Edmund Husserl, jedyny jeszcze filozof, którego czytać można, Estetyki Fenomenologicznej, badającej związki istotne i ostateczne pojęcia, które Estetyka, jak każda inna nauka, posiada, o ile ma być naprawdę tą ostatnią, a nie stekiem bzdur i baliwernów.
Po takim napadzie na krytyków, nie będąc krytykiem, a więc będąc także w pewnym sensie matomanem, aby pisać krytykę, trzeba mieć odwagę. Ale możemy spróbować.
A więc przedewszystkiem, o ile już mówiąc o literaturze nie można pominąć poglądów autora i jego istoty jako człowieka, proponujemy następujący porządek:
- ↑ Prof. Ernst: »Budowa świata«. rozdz. I. O matomanach.