byte, tego nie wolno »negatywom«, widmom bez intelektualnego szkieletu[1].
P. S. Po przeczytaniu ostatnich rewelacji Chwistka w 1-szym N-rze »Zwrotnicy«, miałem ochotę cofnąć wszystko, co dobrego o nim napisałem. Pozostawiam to jednak jako »dokument historyczny«. Każdy, kto uważnie przeczyta »Szkice Estetyczne« i niniejszą książkę, zrozumie, że w monografji o Czyżewskim i artykule o »Teatrze przyszłości« w »Zwrotnicy«, »wróg« mój walczy nie z mojemi idejami, tylko z ich »deformacją«, dokonaną przez siebie samego dla celów wygody, czy diabli wiedzą dlaczego. Dyskusja, do której wprowadza się tego rodaju metody, jest niemożliwa. Czyżby Chwistek chciał zostać jedynie programowym oponentem« i »chlastaczem na wzór swoich uczniów Sterna i Wata, czyżby, naprawdę chciał przestać być moim »Kmicicem«? Fakt ten napełnia mnie niewysłowionym smutkiem. Jeśli w dyskusji zaczynają się pojawiać słowa takie jak: »nieszczerość«, »kłamstwo« i t. p. i zastępować dowody, jeśli
- ↑ Pozorna wściekłość, z jaką atakuję Leona Chwistka, czepiając się, nawet najlżejszej aluzji w razie niewymienienia mego nazwiska, nie jest bynajmniej wynikiem »życiowej« (ani nawet metafizycznej) złości i osobistej wrogości. Chwistek jest na razie jedynym groźnym i interesującym moim teoretycznym »wrogiem« i walka z nim, pełna niebezpieczeństw, jedyną moją przyjemnością w tej sferze zjawisk. Jakże szarym i bezbarwnym byłby dla mnie świat z punktu widzenia polemiki, gdyby nie istnienie Leona Chwistka. Walcząc z nim, czuję przynajmniej, że żyję. Problemat mój jest podobny do problemu ks. Bogusława Radziwiłła w stosunku do Kmicica w »Potopie« Henryka Sienkiewicza. W porównaniu tem Stern i Wat mogliby być utożsamieni z młodemi Kiemliczami. Niestety nie tylko że nie mam kogoś w rodzaju Sakowicza, ale nawet ekwiwalentu dwóch Kiemliczów. A complete and not altogether splendid isolation.