»Poco malować rzeczy brzydkie, kiedy tyle jest pięknych rzeczy na świecie?« pytają ze szczerym gniewem. — Poco wogóle malować? — możnaby z tego punktu widzenia jeszcze szczerzej zapytać. Ludzie ci nie rozumieją zarówno ładnej łydki Boticellego i »brzydkiej« łydki Picassa. Nie rozumieią, że Boticelli ze swoją nieskomplikowaną psychiką mógł stworzyć Czystą Formę, nie deformując widzialnego świata, i że cierpiący na »nienasycenie formą«, przerafinowany i perwersyjny artysta dzisiejszy, wielki mistrz formy Picasso; nie mógłby stworzyć tej samej w istocie swej Czystej Formy, nie deformując przedmiotu.
Za cenę tej deformacji, istotnej tylko z punktu widzenia życia, stworzone zostało arcydzieło w innym wymiarze psychicznym, arcydzieło, przy którego pomocy możemy zapomnieć nie tylko o łydkach, ale o całem życiu wogóle, i znaleźć się w sferze czystego piękna, pojmując niezgłębioną dziwność Istnienia. Trzeba tylko umieć zapomnieć o łydce; tak mało trzeba, a jak trudno jest to wmówić »znawcom sztuki« i biednej, pozbawiającej siebie najpiękniejszych wrażeń, szerokiej, zdrowo myślącej publiczności. Ludzie ci nie rozumieją znaczenia formy samej zarówno w pierwszym przypadku »ładności«, jak i w drugim »brzydoty«. Inne jest bowiem piękno życia, a inne piękno sztuki, mimo, że możnaby, z powodu subjektywizmu panującego w niej utworzyć ciągły szereg piękności między jedną sferą a drugą. Ludzie tacy pojmują jeszcze deformacje, jeśli dana rzecz jest z czysto literackiego punktu widzenia fantastyczna: jeśli na obrazie są karły, gnomy, czarownice (wszystko jedno płasko, czy realistycznie namalowane), lub też figury, coś potwornego symbolizujące. Dlatego to, z zupełnie nieistotnego punktu widzenia, fantastyczności, ludzie ci godzą się na murzyńskiego potwora lub chińskiego smoka czy Arhata; ponieważ wyobrażone są w dziełach tych prymitywne,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/30
Ta strona została przepisana.