którą się ma np. do osoby, przestraszającej nas przy pomocy prześcieradła i twarzy pomazanej fosforem. Właściwie teatr po przedstawieniu takiem powinienby być zdemolowany, a aktorzy w pień wyrznięci.
Nie byłby też teatr miejscem wypowiadania »poglądów« autora na upadłe kobiety, czteroprzymiotnikowe głosowanie, znaczenie syndykalizmu, czy jakąkolwiek inną kwestję, przez źle zaaranżowane sytuacje, mające poglądy te dobitnie ilustrować. Czy nic lepiej napisać traktat, broszurkę, lub skromny aforyzm, zamiast kręcić po scenie kilka manekinów przez trzy godziny na to, aby widz sobie powiedział, wychodząc, stukając się palcem w głowę: »A więc faktycznie grzech bywa karany, a cnota wynagradzana?« »Więc jednak niema dobrych teściowych! Co za szkoda!« albo: »Psia krew! Więc syndykalizm nie jest ostatecznem rozwiązaniem walki klasowej«.
Jest cały dawny, dobry repertuar który należy zostawić w spokoju, t. zn. wystawiać go możliwie odpowiednio w stosunku do warunków, dla których był stworzony. Są w nim rzeczy wielkie, święte, nietykalne, i należy je traktować z należytym pietyzmem. Tylko nie »odradzać« na Miłosierdzie Boskie wszystkich dawnych rzeczy w nowych, przy pomocy całej dzisiejszej techniki, spreparowanych sosach. Szekspir (»Hamlet« np.) wystawiony z realizmem Stanisławskiego; czy »Cyd« na pięciu kondygnacjach, — to są takie potworki, jak dwugłowe cielę, fokomel, czy jeszcze coś gorszego — żyć długo nie potrafią, i niktby ich długo znieść nie mógł. W naszej koncepcji niema złudy, — jest to, co jest — tak jak na obrazie w czystej formie niema gorzej, lub lepiej, udanej natury, tylko pewna oderwana konstrukcja form na płaszczyźnie. Nic nas nie obchodzi życie danych istnień poszczególnych, ani przeszłe, ani przyszłe, (jak tego chce dr. Emil Breiter w swojej krytyce dramatu Grabiń-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/77
Ta strona została przepisana.