Parę słów o roli aktora w sztuce teatralnej w czystej formie.
W ostatnich czasach rozpoczęło się odradzanie sztuki aktorskiej w Warszawie, prowadzone przez Mieczysława Limanowskiego, znanego w całej Europie geologa. Musimy z nim polemizować my, t. zn. (w tak zwanym pluralis sobowturicus) — prawie że nawet w Polsce nieznany artysta-malarz. Wygląda to na farsę, ale trudno — niema na to rady. Z teatrem naprawdę musi być źle, skoro ludzie tak różnych fachów mają w tej sprawie coś do powiedzenia.
Teorie, według których odbywa się to »odrodzenie«, są w silnym związku z zasadami wypowiedzianemi w książce Komisarżewskiego p. t. »Tworczestwo aktiora i tieatr Stanisławskawo«. Ogólnie chodzi o to, aby aktor »przeżywał« w zupełności treść roli, aby słowa i ruchy były takim samym naturalnym wytworem jego uczuć, jak to się dzieje z ludźmi będącymi pod wpływem afektów w przebiegu realnego życia. Są to t. zw. popularnie »piereżywanja« (przeżycia), połączone z »wopłaszczenjem« (wcieleniem się). Drugą zasadą (według nas słuszną — w przeciwieństwie do pierwszej, którą musimy uznać za zupełnie błędną) jest dążenie do stworzenia absolutnej jedności zespołu, w której nie wyróżniałby się żaden tenor na pierwszym planie, spychający innych aktorów do roli akompanjatorów, przyczem zatracałaby się sztuka teatralna jako taka na rzecz popisu solowego danej artystki, lub danego artysty. Oczywiście dla celu wystawienia sztuki takiego typu, jaki staraliśmy się poprzednio opisać, to właśnie dążenie jest w najwyższym stopniu istotne. Nie można pomyśleć o żadnej czysto