to nie posiadamy. Szekspir, wystawiony z realizmem Stanisławskiego, przestaje, według nas, być Szekspirem, sentymentalnie grany Beethoven — Beethovenem, ale, niestety, nie mamy na to żadnego objektywnego kryterjum. Pozostanie zawsze możność mniejszego, lub większego akcentowania treści życiowej, nieunikniona brudność każdego dzieła sztuki, nawet najczystszego: w wykonaniu i słuchaniu w muzyce i w teatrze, w możności widzenia świata przedmiotów w malarstwie. Zależy to oczywiście od tego, na ile sam autor zaakcentował treść formalną, a na ile życiową. Każdą rzecz w czystej formie można wystawić realistycznie, ale nie z każdego utworu realistycznego można zrobić formalną czysto całość, choćby dany reżyser na głowie się nawet postawił. Tylko, o ile w malarstwie i rzeźbie mamy jedynie dzieła i widzów, muzyka i teatr są natyle upośledzone, że muszą zależeć od wykonania, co w teatrze komplikuje się do szalonych wprost rozmiarów. Nadanie formalnego tonu zależy oczywiście od reżysera. Zrozumienie czysto formalnej treści utworu i stworzenie jednolitej konstrukcyjnej całości jest rzeczą niesłachanie trudną. Ale jako ogólną wskazówkę moglibyśmy wypowiedzieć zasadę czysto negatywną: zapomnieć kompletnie o życiu i nie zwracać uwagi na żadne życiowe konsekwencje tego, co się dzieje na scenie w danej chwili, w stosunku do tego, co się ma dziać w chwili następnej. Oczywiście: w chwili następnej na scenie. Naturalnie nie mówimy tu o życiowych konsekwencjach poza sceną, w rodzaju możliwości: pustej kasy, zbicia reżysera, aktorów i autora przez tłumy, i tym podobnych wypadkach, na które jednak dyrekcja eksperymentującego teatru nie powinna, według nas, również na razie zwracać uwagi.
Musimy zaznaczyć, że sposób mówienia czy deklamacji w takiej sztuce nie mógłby być jednolicie
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/83
Ta strona została przepisana.