Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Androgyne.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

Szatańska córko złudzeń i kłamstwa, co mi w snach moich czarujesz przed oczy me największe rozkosze i upojenia, rzucasz mi ją w wściekły uścisk mych ramion, gibką wikliną jej członków oplatasz ciało moje — okrutna córko szatańska, co pijesz potęgę i szał i moc z krwi mojej, a budząc mnie, szarpiesz duszę moją bólem i rozpaczą —
zmiłuj się nademną!
I poraz trzeci zakrzyknął:
O Asztaroth! Asztaroth!
Matko przewrotności, patronko łona niepłodnego i niepłodnych rozkoszy, co mi w duszę wpiekłaś pragnienia, których nigdy nie gasisz, w krew moją wświeciłaś sny nieziemskiej chuci, których zaspokoić nie chcesz, mózg mi przesyciłaś jadem nieludzkiej żądzy, co mgłą obłędu oczy zachodzi —
wysłuchaj mnie Pani!
A w strasznym wysiłku włosy mu dębem stanęły. Drżał i trząsł się, jakby każdy członek żył samodzielnie dla siebie. Zdawało mu się, że się wyłania sam ze siebie, że się coś z jego duszy, z jego najgorętszych pragnień, najwścieklejszych żądz i tęsknot po za nim kształtuje, ciałem się staje.
Rozległ się straszny grzmot, jakby jakaś planeta oberwała się i runęła na ziemię — zerwał się wściekły orkan wichru, piekielne chichoty i wycia szarpały mu mózg na strzępy i naraz widzi w strasznem przerażeniu, jak się wokół zwierciadła tworzy świetlista mgła, krąży, wiruje, przetwarza się w kształty; coraz jaśniej rysują się linie i zarysy, krąglą się, nabierają ciała, tętnią krwią, dyszą ciepłem i żarem życia...
Fala błyskawic zapieniła się i opadła w ciemnej