Odeszłam od Ciebie, boś patrząc na mnie, patrzał w Twoją własną duszę — bo jestem ciałem Twej myśli, jestem kształtem i ciałem Twych tęsknot, wyrazem Twych uczuć i ruchem Twej woli... Odeszłam, bom była Twojem zniszczeniem i śmiercią...
Odeszłam, ale dziś błagam, krzyczę ku Tobie: włoń Twoją rękę w moją nicość: niech powiąże miliony poszarpanych, rozwianych dźwięków w jeden akord mego ciała, niech stopi miliony wokół rozlanych barw w słońce, które to ciało ogrzeje...
O jasny mój, Boże mój promienny! Tak długo błądziłam, szukałam, krzyczałam za Tobą, ale wiatry przewiały mój krzyk i moją rozpacz, a Tyś mnie nie słyszał...
Nie lękam się już Twej zguby — wiem, że patrząc we mnie — w duszę Twoją — zginąć musisz, ale Ty przecież nie chcesz żyć bezemnie — więc wyrwij mnie ztąd lub przyjdź do mnie — przyjdź, och! przyjdź.
Tęsknota obłąkała mą duszę, orkany bólu rozwiały me złote włosy, och chwyć te strzeliste promienie, okręć je wokół Twych rąk, wyrwij mnie z tej otchłani, bo rajem jest z Tobą, a bez Ciebie piekłem...
Słyszysz mnie? Czujesz mnie?
I jakiś straszny ból tęsknoty, niewysłowionego żalu grał kurczowym podrywem w bezmiernej sali:
— O jasny, promienny mój — wołałam, wiłam się w krzyku i rozpacznej modlitwie, ale głos mój przebrzmiał, a nie oddźwiękło Twe serce — drżałam, chwytałam Cię; usta me Twych szukały; rozchylała się dla Ciebie mistyczna róża mego ciała, a nie odczuło mnie Twe serce; wczołgałam się w Twe sny, wiłam, kąpałam się w ich żarach —
Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Androgyne.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.