Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

MLICKI. Dlaczegoś to zrobiła?
HELENA (patrzy nań pogardliwie i milczy).
MLICKI (rozdrażniony). Czemuś to zrobiła?
HELENA (śmiejąc się ironicznie). Bo chciałam wiedzieć, jaka jest treść listów owej pani — owej pani, o której tyle słyszałam. A przecie przyznasz, że to rzecz dla mnie bardzo ważna (patrzy chwilę na niego). Sądzisz, żem nie wiedziała, iż mnie od kilku tygodni oszukujesz? Gdzie spędzasz całe wieczory? na konferencyi redakcyjnej? ha ha ha!
MLICKI (podrażniony). Mogłaś trochę cierpliwiej czekać. Dziś byłabyś się o wszystkim dowiedziała i nie potrzebowałabyś... (wskazuje na biurko).
HELENA. Byłabym się dowiedziała? Od ciebie? od ciebie? Gdyby się Zdżarski nie był przypadkowo wygadał, nicbym nie wiedziała. O wstydź się, wstydź, jakiś ty nikczemny! Za kilka tygodni masz wziąść ślub z tą — z tą panią, a słowaś mi jeszcze o tem nie wspomniał. Bałeś się, co?...
MLICKI (chodzi po pokoju z udanym spokojem). Więc do rzeczy. Miło mi bardzo, że o wszystkim wiesz i oszczędziłaś mi długich wyjaśnień... (przeciągle), ja wyjaśnień strasznie nie lubię...
HELENA (z wzrastającym oburzeniem). Boś nędzny tchórz! (krzyczy), na coś grał tę nędzną komedyę? Śledziłeś każdy mój ruch, chciałeś wyzyskać chwilę, w której