Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

MLICKI. Bez wątpienia, miejsca jest aż nadto (gasi lampę i chodzi do koła niespokojnie).
ZDŻARSKI. Jesteś bardzo niespokojny?...
MLICKI. Ty byłeś tu wczoraj?
ZDŻARSKI. Tak; nie zastałem cię w domu!...
MLICKI. Ale z Heleną rozmawiałeś?
ZDŻARSKI. Niestety, nie wiedziałem, że ona o niczem nie wie. Przypadkowo zgadało się o Oldze, ja w tej myśli, że ona o wszystkiem wie...
MLICKI (uśmiecha się).Przypuszczałeś to rzeczywiście?
ZDŻARSKI (kręci papierosa). Tak! nie spodziewałem się, że chcesz nadal ukrywać ten głośny stosunek.
MLICKI (śmieje się nerwowo).
ZDŻARSKI. Czemu się śmiejesz?
MLICKI. Dziwna rzecz, jakiś ty czasem naiwny.
ZDŻARSKI (patakując). Aha!
MLICKI. No i cóż dalej?...
ZDŻARSKI. A nic. Helę jakby piorun raził. Ale to kobieta hartowna. W jednej chwili się opanowała. Nieczem się przedemną nie zdradziła.
MLICKI. To ci się podobało?... co?...
ZDŻARSKI. Bardzo. Zrozumiałem, że gdybyś ją kochał, gdyby była z tobą szczęśliwa, byłaby mogła być czemś więcej dla ciebie, jak tylko...
MLICKI. Masz niezrównany zmysł psychologiczny.