Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

ZDŻARSKI. Jak czasem... No, w każdym razie dobrze zrobiłem, że ją przygotowałem?
MLICKI. Lepiej, niż się tego spodziewałeś (chwila milczenia).
ZDŻARSKI. No i na czem obecnie stanęło?
MLICKI. Na czem? hm! jedno z nas zmarnieć musi.
ZDŻARSKI. Ty nie zmarniejesz. Ale Hela z pewnością.
MLICKI. No i co potem?
ZDŻARSKI. O to cię właśnie chciałem zapytać...
MLICKI. Ja na to rady nie mam, nic a nic pomódz jej nie mogę. Stanowczo wszelką moją pomoc odrzuciła.
ZDŻARSKI. Hm, to jasne, że Hela, właśnie Hela nie chce być dalej twoją utrzymanką...
MLICKI. Utrzymanką?...
ZDŻARSKI. No, nazwij to jak chcesz, nie będziemy się o słowa sprzeczać... Hm!... Podła sprawa... Ty rzeczywiście żadnej odpowiedzialności nie masz. Cóżeś ty winien, że inną pokochałeś... Ale... ale... jakżeż z sumieniem? to głupie sumienie, co się w żaden sposób nie chce ucywilizować!?...
MLICKI. A cóż mnie sumienie obchodzi! Chcę szczęścia! chcę żyć, a pozostać tu dłużej, to dla mnie zguba!
ZDŻARSKI. A więc zdecydowałeś się Helę poświęcić?
MLICKI. Jeżeli tak być musi!...
ZDŻARSKI. Aby żyć!... żyć w szczęściu!... He, he,