Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

pomóż! Zmarnieję bez niego. Nie mam domu, nie mam rodziców; cały świat się mnie wyparł. Na całym świecie Stefan, tylko Stefan, jedyny Stefan!...
ZDŻARSKI (z wzrastającym niepokojem). Ale jak ja mam pomódz? Cóż ja na to poradzę? Ona go opętała. Cała jego dusza jest jedną zbolałą raną, a oderwać się od niej nie może.
HELENA (złamanym głosem). Tak, tak, ma pan słuszność. Nie ma rady — nikt pomódz nie może — nikt!

(Pauza).

ZDŻARSKI (po chwili, jakby porwany nagłym strachem). Jakie to życie straszne! po co, po co tu jeszcze żyć?
HELENA. Co? co pan mówił?
ZDŻARSKI. Nie ma szczęścia dla nas obojga — a bez odrobiny szczęścia nie można żyć.
HELENA (zamyślona). Nie można...

(Pauza).

(Budząc się z zamyślenia). Może sobie pan wyobrazić stan duszy człowieka, któremu wyrok śmierci przeczytano?
ZDŻARSKI. Co? co?
HELENA. Wyrok śmierci.
ZDŻARSKI. Wyrok śmierci?
HELENA. Ja mam przy sobie mój wyrok śmierci. Wczoraj przyszedł telegram. Od niej — ja wiem, że to od niej. Ja wiem, co w nim jest. Nie otworzyłam go, a wiem, że ona jutro, pojutrze, za dwa, trzy dni przy-