Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

jedzie... i Stefana zabierze... I wie pan, za każdym razem, gdy go do ręki wezmę, i chcę go dać Stefanowi, ręka mi cierpnie, trzęsę się cała. Jakie to głupie! przecież mu go dać muszę, a chociażbym go nie oddała — nic się nie zmieni — nic!

SCENA CZWARTA.

CIŻ, MLICKI.

MLICKI (wchodzi zamyślony i bardzo smutny, siada przy stole i nalewa sobie kawy). Może się prześpisz trochę?
ZDŻARSKI. Jestem co prawda strasznie zmęczony.
MLICKI. Idź do mojego pokoju, wyśpij się uczciwie, a po południu załatwimy twoją sprawę.
ZDŻARSKI (wstaje). Ty się nie położysz?
MLICKI. Nie! mam dużo roboty.
ZDŻARSKI (wychodząc). Obudź mnie za parę godzin. Dobranoc; (wychodzi).

SCENA PIĄTA.

MLICKI, HELENA

MLICKI (po chwili milczenia bardzo poważnie, patrzy ku ziemi). Nie bierz mi za złe Hela, jeśli ci coś przykrego powiedziałem.
HELENA (z głębokim smutkiem). Właśnie cię też o to chciałam prosić. Uniosłam się, przebacz mi. To wszystko tak niespodziewanie się na mnie zwaliło. Głowa mi pęka.
MLICKI. Nie mówmy o tem — zostanę teraz przy tobie, i o wszystkiem zapomnę.