Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

HELENA. Nie, nie! między nami wszystko skończone. Teraz wiem, że mnie nie kochasz, żeś mnie nigdy nie kochał. Nie, Stefanie, jesteś zupełnie wolny, ja cię nie zatrzymuję.
MLICKI (gwałtownie). Ale ja chcę pozostać! (opanowuje się). Nie, nie, tam szczęścia dla mnie nie ma! Zapomnę o wszystkiem.
HELENA (wybucha płaczem). Nie męcz mnie! nie męcz! Ja nie pragnę twej miłości, ja brzydzę się tą rezygnacyą, wolę już, byś mnie bił, pogardzał mną... nie chcę!... nie chcę!
MLICKI. Nie płacz Hela, nie płacz! wszystko będzie dobrze! Będę pracował, zapomnę. Tyś taka dobra, nieczegoś nigdy odemnie nie wymagała. Będziemy żyć obok siebie. I tyś była moją, tylko moją — niczyje ręce nie dotknęły ciebie; (zamyślony). Zdżarski ma słuszność!
HELENA. Zdżarski? co mówił Zdżarski?
MLICKI. Nic, nic... Będziemy żyć obok siebie spokojnie.
HELENA (wybucha nagle spazmatycznym śmiechem). Ha, ha, ha! Nie opuszczaj mnie Stefanie! nie opuszczaj mnie! Na litość boską nie gub mnie! (rzuca się na jego szyję). Patrz tu, tu mój wyrok. — Patrz, tu jej telegram, ona przyjeżdża (osuwa się na krzesełku;