Ona kochać nie umie! Siebie kocha! swoją próżność, swoją dumę, swoją piękność.
HELENA (chłodno). Tego pan wiedzieć nie możesz. To, że pana nie kochała, nie pozwala wnioskować, by nie miała kochać Stefana. Dlaczegóżby za niego wychodziła? On przecież ani sławny, ani bogaty — kocha go, kocha i on będzie z nią szczęśliwy!
ZDŻARSKI (z bolesną ironią). Może jest coś heroicznego w pani rezygnacyi... Tak, tak... rezygnacya podobno zawsze jest heroiczną (uśmiecha się zmęczony). Ale dajmy spokój bohaterstwu! Nam bohaterstwa nie trzeba; ot — trochę szczęścia, maleńką odrobinkę szczęścia. Tego nam potrzeba. Bądź pani otwartą. Niewiem, cobym za to dał, żeby pani ze mną otwarcie mówiła. Ja nie wierzę w pani rezygnacyę; ja czuję, jak się serce pani krwawi. A ja mam dużo, dużo sympatyi dla pani, więcej, jakby się tego można po mnie spodziewać. Pani mi tak żywo przypomina moją narzeczoną.
HELENA. Z nikim nie byłam tak otwartą, jak właśnie z panem. Pan mi okazał tyle uczciwej przyjaźni w ostatnim czasie... Alem ja taka zmęczona. Moje myśli tak rozprószone. Ja nie jestem w stanie ani jednej myśli do końca domyśleć... Teraz się wszystko skończyło. To męka... ta straszliwa męka ostatnich dni.
ZDŻARSKI (gwałtownie). Pani nie powinna go puścić! Jeżeli go pani kocha, to go pani zatrzyma przy sobie;
Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.