Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

OLGA. Pisałeś mi przecież, że wszelkie stosunku z nią zerwałeś?...
MLICKI (milczy).
OLGA. Dlaczegoś nie poszukał sobie innego mieszkania?...
MLICKI. Bo się bałem, że sobie życie odbierze.
OLGA. Groziła ci samobójstwem?
MLICKI. Zapewne to zrobi.
OLGA (gwałtownie). A gdyby nawet? Cóż z tego, chociażby nawet to zrobiła? Wszak byłoby to tylko ulgą dla niej i dla ciebie. Czy jesteś na tyle naiwny, że przenosisz życie, pełne ustawicznych cierpień i bólu nad śmierć? Dla niej — jak powiadasz — niema szczęścia, więc po cóż się ma dalej męczyć? (nagle). Mówiłeś jej kiedykolwiek, że ją kochasz?
MLICKI. Nic nie wiem — nie kochałem nikogo przed tobą.
OLGA. I to ci szczęścia nie przyniosło?
MLICKI. Czemu się o to pytasz?
OLGA. Czemu?... przecież widzę co się z tobą dzieje. Cały dzień cię nie widziałam. Gdzieś był?... O! jakiś ty blady! Z twoich oczu wyzierają widma. Twój lęk, gdyby cały legion widm. Cały legion upiorów przyniosłeś ze sobą. Pełno widm w pokoju. Mój Boże, mój Boże... Czujesz ty, że jestem przy tobie? Nie, nie, ty tego nie czujesz. Myślisz tylko o niej, widzisz ją wciąż przed sobą. Pełno jej tu wokół nas...