Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

A wiem — o jak to jasno, jak silnie czuję, że nigdy tego nie zapomnisz, że wciąż będziesz całą moją przeszłość wywlekał... Nie, nie, nie! Sam widzisz, że dla nas nie ma szczęścia!
MLICKI (chwyta jej ręce, całuje je i tuli ją do piersi). Nie Olgo! Nigdy o tem więcej nie wspomnę. Zapomnę o wszystkiem. Wszystko, co przeszło, ze serca wyrwę — będę szczęśliwy i zrobię cię szczęśliwą (po chwili). Ja cię tak kocham (po chwili). No, śmiej się do mnie — powiedz, żeś szczęśliwą.
OLGA (śmieje się).
MLICKI. Twój śmiech taki wymuszony.
OLGA (śmieje się coraz więcej).
MLICKI. Nieszczerze się śmiejesz.
OLGA (z ironią). Ależ śmieję się, śmieję się z całego serca, z siebie, z ciebie — z twoich trosk — i z twej słabości... Nieprawda? jesteś trochę słaby — może zbyt tkliwy — może trochę zawiele masz trosk i kłopotów i lęku, przyznaj się tylko... (patrzy mu w oczy).
MLICKI. Drwisz ze mnie?
OLGA. Nie, cóż znowu?

(Pauza. Mlicki unika jej wzroku).


OLGA (z bolesnym uśmiechem). Stało się inaczej — to wszystko było urojeniem, marą...
MLICKI. Czujesz się zawiedzioną?
OLGA (nie odpowiada. — Milczenie).