Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

MLICKI (nagle bardzo niespokojny). Wiesz, spotkałem dziś Zdżarskiego. Wykrzywił obrzydliwie twarz i zapowiedział, że nas dziś odwiedzi (z nagłym strachem). Przyniesie nieszczęście — przyniesie. — Czuję je, jak się zbliża... Wiesz, Olga, jeśli on tu przyjdzie, to powiedz mu, że niema mnie w domu — albo nie, powiedz mu wprost, że nie chcę go widzieć. — Tak, to najlepiej. Powiedz mu, że wogóle nie chcę się z nim widzieć — to szatan wcielony, a nie człowiek...

(Słychać gwałtowne dzwonienie)

MLICKI (patrzy przerażony ku drzwiom). Nieszczęście... idzie... nieszczęście...
OLGA (przejęta tą samą trwogą). To Zdżarski! Idź do drugiego pokoju, idź! Powiem mu, żeś wyszedł, że nie chcesz się z nim widzieć — idź, idź!

(Powtórne dzwonienie. — Olga idzie do drzwi, dając znaki Mlickiemu, żeby wyszedł).

SCENA DRUGA.

CIŻ, ZDŻARSKI.

MLICKI (stoi jak wryty i patrzy z szeroko rozwartemi oczyma ku drzwiom. Po chwili otwierają się drzwi i wchodzi Olga, za nią Zdżarski). A!... Zdżarski... w istocie...
ZDŻARSKI. Co?... Nie poznajesz mnie?...
MLICKI (opamiętywa się nagle, potem śmieje się nerwowo). Zupełnie mi się w głowie pokręciło. Ale też mam taki szalony ból głowy, że zwaryowaćby można...