Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

(przeciera sobie czoło). Kiedyś zadzwonił, zdawało mi się, że się wszystkie dzwony rozjęczały... (patrzy na Zdżarskiego). Tak jakoś dziwnie wyglądasz...
ZDŻARSKI. E, zdaje ci się.
OLGA (niespokojna do Stefana). Powinieneś wypocząć; może ten ból głowy przejdzie.
MLICKI. Tak, tak, masz racyę... położę się na chwilę... zażyję antipyryny (do Zdżarskiego). Wszak mi wybaczysz?...
ŻDARSKI. Ale rozumie się (Mlicki wychodzi).

SCENA TRZECIA.

OLGA, ZDŻARSKI.

ZDŻARSKI (po chwili). Prawdopodobnie wyjedziecie niedługo.
OLGA. Jak najprędzej!
ZDŻARSKI. Mlickiemu niemiło pozostawać tu dłużej. He, he, mocno wierzę!...
OLGA (wymijająco). Niema już tu co robić! Pojedziemy do Paryża.
ZDŻARSKI (śmieje się). Bardzo ładne miasto...
OLGA (drwiąco). Nieprawda?...

(Pauza.)

ZDŻARSKI. Tam chyba przyjdzie do siebie.
OLGA. Z pewnością.
ZDŻARSKI. No, tak całkiem pewne to nie jest.
OLGA (naraz zimno i dumnie) Po coś właściwie tu przyszedł?...