Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

OLGA (opada zupełnie z sił). Więc czegóż pan chcesz więcej?
ZDŻARSKI. Ale to wszystko są rzeczy niepewne. Jego próżność i słabość mogłyby samca pokonać, a wtedy mogłaby pani być z nim szczęśliwą... Więc pozostaje sumienie — a sumienie jego zbolałe — jedna rana otwarta...
OLGA. Cóż dalej, dalej?
ZDŻARSKI. W tej chwili! Otóż żeby pani wszystko zrozumiała, muszę pani wyznać, że nie znałem nikogo, ktoby mi tak głęboko wrósł w serce, jak Helena... Oboje jesteście winni jej nieszczęściu... Ale wy jesteście ludzie inteligentni, więc moglibyście o niej zapomnieć, a wtedy, kto wie, czybyście istotnie nie mogli być szczęślwi... A na to nie pozwolę!... Przyszedłem pomścić Helenę i siebie. Skoro się Mlicki dowie...
OLGA (z największą trwogą). O czem? (Pauza. Zdżarski zamyśla się).
OLGA (opada zupełnie). Przyszedłeś mu to powiedzieć?
ZDŻARSKI. Tak.
OLGA (porywa się nagle). I nic cię od tego nie powstrzyma? Nic?...
ZDŻARSKI. Nic...

(Pauza).

OLGA (namiętnie, bezładnie). Nie mów mu tego! Teraz