Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czem wieczność niewypowiedzianych męczarni drogi skazańca, wobec tej, którą on przebył, a teraz miałby się wracać?!
— Otwórz się, otwórz! — błagał rozpacznie — niech się za mną na wieki zawrą twoje skrzydła, niech raz na zawsze zamknie się księga mego żywota, niech piorun świadomości na twoim progu mnie spopieli, pokaż mi swoje tajemnice na jeden błysk, chociażby już na zawsze miał zgasić światło mych oczu...
Nie wiedział, jak długo tak błagał, modlił się i zaklinał, ale snać pokora, z jaką się kajał, niebiosa przebiła, żar jego błagań i ślubów skruszył nieugięte Moce: zaskrzypiały zardzewiałe wrzeciądze, ciężkie żelazne skrzydła się rozwarły.
Przed sobą ujrzał ogromną równinę, która gubiła się w nieskończonej dali w czarnych cieniach nocy, a cała jakby była wysypana popiołem, pokryta czarnym żużlem: popiołem pokuty hardych i grzesznych dusz ludzkich, żużlem wygasłych pragnień, daremnych wysiłków, zrozpaczonych borykań się z nieznanemi mocami.
Wzdłuż długiego kanału, którego woda lśniła martwym, kosztownym połyskiem, jakby zastygła, starannie oszlifowana i opolerowana ciecz stopniowego kruszcu, stały po obu stronach rzędy czarnych cyprysów, gdyby olbrzy-