Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 046.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łami pracował nade mną, by zrobić ze mnie ostatnią ladacznicę, spijał mnie, bił, kopał, pastwił się nade mną, ale tyś stał zawsze przed mojemi oczyma święty swą niezmierną dobrocią, czysty, niepokalany — schwyciła go nagle za rękę i przycisnęła do rozpalonych ust.
— Daj spokój — Górski szarpnął ręką i wsłuchiwał się w głuchą ciszę swej duszy.
Ale silniej jeszcze uczepiła się jego ramienia.
— Uwolnij mnie od niego! Błagam, zaklinam cię. Ty jeden to zdołasz zrobić, on się ciebie boi, on ustawicznie o tobie majaczy. Ja będę ci służyć, jak najwierniejsza sługa, niczego od ciebie nie chcę, tylko pozwól, bym mogła być przy tobie. Mówił mi, że pan chory — on cieszy się, żeś pan chory — będę pana pielęgnować, daj mi pan to największe szczęście, jakie mnie spotkać może...
Górski zdawał się nie słyszeć.
— Pan nie wie, co to za rozkosz będzie dla mnie panu służyć, i pan, pan taki dobry, taką radość będzie panu sprawiało, jak rany mej duszy się poczną zabliźniać, jak... jak... jak to wszystko wróci, czem byłam, zanim go poznałam, tego złego szatana, jak, jak...
Plątała się, powtarzała jedno i to samo w kółko, a nagle zamilkła i spojrzała uważnie na Górskiego.