Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie?
— Co?
— Pan może myśli, że ja pijana? Nie, nie, widzisz, zaciągnęli mnie do knajpy, jakąś tajemniczą stypę pogrzebową chcieli urządzić, a ja się wymknęłam, uciekłam, taki mnie wstyd, takie obrzydzenie, taki wstręt ogarnął, duszę chciałabym ze siebie wyrwać, rzucić sobie pod nogi, spluć, stratować, i wtedy ciebie ujrzałam i powlokłam się za tobą cicho i pokornie, czekając, aż mnie spostrzeżesz...
Górski przystanął, spojrzał na nią długo i przenikliwie.
— A może on cię wysłał?
— Kto, kto?
Spojrzała na niego zdumiona.
Górski patrzył jej długo w zdumione, wystraszone oczy, potem cicho pocałował jej rękę i szepnął:
— Niech pani wybaczy.
— Co, co?
— Nic, moje dziecko, tu niedaleko jest mała kawiarnia. Cicho tam i zacisznie, ja mam jeszcze parę godzin czasu...
— To pan rzeczywiście wyjeżdża? — pytała z obłędnem przerażeniem.
Nic nie odpowiedział.
— Wyjeżdżasz? Jezus, Marya, cóż ja wtedy pocznę?