Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale — mówiła, jakby nie dosłyszała Górskiego — gdym pana w tym całym obcym tłumie ujrzała, zupełnie nie wiedziałam, co robię, musiałam za panem iść, coś we mnie głośno krzyczało, że w panu jest mój ratunek...
— Przed czem ja mam panią ratować?
— We mnie jest taka straszna walka — cała jestem wypełniona wstrętem, obrzydzeniem, chciałabym się wyrwać z tego życia, a nie mogę: jestem bez woli, bez sił... Bielecki mnie doszczętnie zmarnował, wyssał, zatruł mi duszę. Czego się czepię, ręce mi opadają, o niczem myśleć nie mogę, bo tak się rozwielmożniło we mnie uczucie upodlenia i zmarnowania, że we mnie już nic, prócz jadu i goryczy... I tak pomyślałam, że pan, pan jeden ze swoją bezmierną dobrocią... ale to szaleństwo, mnie już nic uratować nie może... mój mózg obłąkany, dusza do cna zatruta...
— Pani go kocha?
— Kochałam, kochałam, tak chyba żadna kobieta nie kochała.
Górski uśmiechnął się.
— Pan się śmieje, ja wiem, tak każda kobieta mówi o swej miłości, ale może żadna w rzeczywistości nie dała tyle, co ja. Przyjechałam tu z duszą czystą, niczem nieskalaną —