Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pogłaskała go po ręku.
— Dziękuję ci, żeś mi powiedział »ty«. Mówmy sobie ty, to niezmiernie upraszcza rozmowę.
— Miałbym ochotę cię w rękę pocałować, ale boję się twoich paznokci... Ale powiedz mi, kto ci powiedział, że ja coś miałem z Górskim wspólnego?
— Kto mi powiedział? Ależ o tem nikt mi nie powiedział, ja sama to ci mówię... Twoja towarzyszka... jak ty ją nazywasz? aha, Łusia, Łusia!... ładne imię — Bielecki patrzył na nią z bezwiednym lękiem — ta twoja Łusia zbyt się afiszowała rozpaczą za zmarłym.
Ssała absynt przez długą słomkę i przypatrywała mu się bacznie. Poza zimną, obojętną, nic nie znaczącym uśmiechem wykrzywioną twarzą Bieleckiego wyczuwała nerwowe, niespokojne drżenie.
— Mnie się nie lękaj — szepnęła drwiąco.
W tej samej chwili wybuchnął tak głośnym, wesołym śmiechem, że szczerość tego śmiechu z tropu ją zbiła.
— Teraz rzeczywiście podajmy sobie ręce, ale już bez drapania — do wspólnej pracy dajmy sobie rękę... To z Górskim kapitalne! Wiesz co? Doskonały temat do powieści, albo do dramatu... Przyjaciel, który przyjaciela hypnotyzuje w śmierć — doskonałe!