Mózg Bieleckiego nigdy jeszcze tak potężnie nie pracował. Zdawał mu się być jakąś olbrzymią stacyą, na którą naraz setki pociągów zjeżdżały. Musiał zważać na wjazd każdego z osobna — zapalać tysiące sygnałów, przesuwać zwrotnice, ranżerować lokomotywy, wpuszczać i zastanawiać wciąż nadjeżdżające pociągi, jedna sekunda bezprzytomnego znużenia, a katastrofa pewna...
Nachylił się ku niej słodko uśmiechnięty.
— A wiesz, słyszałaś może o tem, że przed paru laty kobietę zabiłem? taką, co to się, wiesz, do mnie przyczepiła, a której innym sposobem pozbyć się nie mogłem.
Spojrzała na niego przenikliwie.
— Tak, o tem słyszałam, nawet jestem pewna, żeś to zrobił.
Skłonił się głęboko.
— Wybacz, — oczekuje cię ciężkie rozczarowanie. Ani mi przez głowę nie przeszło jej zabijać — ja całkiem do tego nie zdolny...
Parsknęła śmiechem.
I on się śmiał.
— Aż mnie wstyd, że muszę się przyznać do tego marnego tchórzostwa, a raczej tej przykrej szczerości, że całkiem nie byłbym zdolny do czegoś podobnego... Kobieta, o której mówisz, umarła jak najprzykładniej, według świadectwa lekarzy, na zapalenie ślepej kiszki...
Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 119.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.