Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miała ani chwili czasu opamiętać się... Mogłabym przysiądz, że jeszcze tej samej nocy znalazła się w twoim pokoju, święcie przekonana, że spełnia jakiś piękny, bohaterski czyn, dumna, że z nieśmiałej, głupiej gąski przedzierzgnęła się w wolną, swobodną kobietę, z pogardą patrzyła na dawne dziecinne przesądy, staroświeckie łachmanki, w które mamusia, czy też ciocia jej duszyczkę przybrały... A nad ranem — och! jak dokładnie cię widzę: ziewnąłeś, spojrzałeś na nią obojętnym wzrokiem trochę drwiącego, pobłażliwego współczucia: biedna, skrwawiona gołębica! A co? czy nie tak było?
— Trochę dłużej się przeciągnęło — ale w ogólnym zarysie mniej więcej zgadza się z rzeczywistością. Tylko to z współczuciem się nie zgadza — byłem przeświadczony, żem wyrządził jej wielką przysługę, bom obudził w niej kobietę. Dotychczas była jakąś tam poczwarką, głupim podlotkiem, który pachnie bułką, posmarowaną świeżem masłem, a tu nagle przez jedną noc narodziła się w niej kobieta... Inna zaś rzecz, że nie doceniła ważności mojej przysługi — pomyśl tylko, na drugi dzień rozpoczęła się tragedya... Ale dajmy temu spokój, kiedyś to mnie bawiło, dziś mnie piekielnie nudzi, ale z tem wszystkiem nie rozumiem, dlaczego ja mam być łotrem?