Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dniejszy może się zawikłać... Tamten ich obóz bardzo silny — mają konfesyonały i kazalnicę, opinię publiczną i więzienia — siła złego na jednego... No, ale ja teraz muszę pójść — spojrzała na zegarek.
— A dokąd idziesz?
— Do domu.
— Sama mieszkasz?
— A z kim?
— Weź mnie ze sobą.
— Po co? Zbyt poważny obrót wzięła w końcu nasza rozmowa, by się nam chciało w czulsze struny uderzać — bo o to ci chodziło, prawda?
Roześmiał się.
— To już u ciebie, pogromco serc niewieścich, stało się prawie odruchem — poczekaj, mamy jeszcze czas... A ty dokąd? — zapinała rękawiczki.
— Ja jeszcze wstąpię po drodze, gdzie się moi wyznawcy, wierna moja gmina gromadzi. Trzeba — trzeba zajrzeć do mojej owczarni...
Wyszli na ulicę. Skinęła na doróżkę i wsiadła.
— Jutro o tym samym czasie może tu się spotkamy, może cię do siebie zaproszę — nie wiem jeszcze... Do widzenia!
Bielecki patrzył chwilę za odjeżdżającą, a potem skręcił w bok, w wązką, dość pustą uliczkę.