Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 217.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Byrona opromieniony zakątek! — tam! ach, tam Łusię powiezie... Zasiądą na cyplu skały, gdzie ongi stała świątynia Venery, a dziś ruina kościoła, bodaj, czy nie świętej Łucyi... a naprzeciw trzy, cztery olbrzymie bloki kamienne, gdyby naczółki baszty olbrzymiej, w morze sterczącej fortecy, a w tych skałach groty: jedna niebieska, druga biała, a o trzeciej nikt wtedy nie miał pojęcia — on ją odnalazł... Cicho! cicho! przeraził się odgłosu swoich własnych kroków: szedł na palcach.
— Oszalałem, czy co? — pomyślał, — a nuż Kotowicz idzie za mną i widzi, że ja w biały dzień, na pustej, co prawda, ale bądź, co bądź porządnie wybrukowanej ulicy, idę na palcach.
Nawet słodki Angiolotto ze Specii, który się tam wychował, każdy zakątek znał, każdy załom skały, wrzynający się w morze, każdą fałdę, co z jej grzbietu w morze spływała — nie wiedział o istnieniu tej maleńkiej groty... Otwór wąziutki, jak szyjka szampańskiej butelki — ha, ha... łódką tam ani w ząb, ale człowiek wpław. — Trzeba było poczekać na falę, płynęła zdala ogromna, spieniona, coraz bliżej, teraz: za chwilę... Rozbiła się o jego plecy, powaliła go prawie, ale w tej sekundzie rzucił się na jej grzbiet i — niczem Jonasz, wyżygany przez wieloryba na morski brzeg — znalazł się — nie: po długiej chwili odnalazł