Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 227.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie i z tysiączną przebiegłością, by nie zdołał się spostrzedz, jak się wikła, jak jednym nieostrożnym krokiem dostanie się do wilczego dołu.
Czekaj! będę cię miała, ty, ty... Tylu różnorodnych ludzi znała, ale ten, ten tu — spojrzała na Bieleckiego — piękna bestya! i o całe niebo przewyższa wszystkich w łotrostwie — takiego jeszcze nie znała.
Moim będziesz, moim — powtarzała sobie bezustannie w duchu z jakąś zaciekłą mocą. A w żyłach kipiała jeszcze krew przeżytych rozkoszy. Chciałaby go teraz gryźć, drapać, chciałaby się na niego rzucić, w uścisku kości mu połamać. O! tysiąckroć stawi bezpieczeństwo swego życia na jedną kartę, jeżeli tego zażąda, ale już go od siebie nie puści.
Tylko ostrożnie, myślała, by się nie spostrzegł. Zimny jest, bezwzględny, okrutny, — w tej samej chwili, w której poczuje najdelikatniejszy nacisk musu, zerwie się, jak dziki zwierz, i zmiażdży...
Czekaj! — zacięła zęby — prędzej, czy później cię ujarzmię.
— Co się z Borsukiem dzieje, nie wiesz? — zapytał nagle Bielecki.
— Musisz lepiej wiedzieć odemnie — przecież rozmawialiście wtedy w kawiarni.