Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 249.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

A teraz wiezie ją na rzeź.
I już przeczuła — ta gondola trumną jej się wydała — a ja, ja... mam być takim prostym, takim haniebnym rzeźnikiem.
Wyprostował się nagle.
Ujrzał przed sobą Karską, ale nie tą, z którą niedawno temu spędził parę godzin rozkosznej rozpusty, ale tą, którą Borsuk namalował.
Patrzyła na niego szyderczo, wyzywająco, a dzikie, złe jej oczy krzyczały: tchórzysz? He?
Uczuł głęboką nienawiść ku niej — zrozumiał teraz, dlaczego Borsuk całą jej twarz zamalował — dlaczego nagle nie był w stanie na nią patrzeć — nawet na portrecie...
Nie!
Wzdrygnął się.
Nie!
Nie, nie, nie! — wkrzykiwał w siebie, ale w tej samej chwili opamiętał się. — A co się z tobą stanie? Łusia prędzej czy później się zdradzi — ciebie zdradzi. — Do czego Łusia w danej chwili zdolna, wiedział aż nadto dobrze. — »Góski requiescat in pace — Górski in pace« — brzmiało mu aż nazbyt rozgłośnie w uszach. — O! Łusiu, Łusiu, jak fatalnie się złożyło dla ciebie, żeś to wykrzykiwać musiała. Żeby nie to, możeby się było obeszło bez tego — tego... że jestem teraz zmuszony — no? powiedzieć sobie otwarcie! — stać się rzeźnikiem...