Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 260.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie dziwiono się temu, umiano delikatnie uszanować jego rozpacz po utracie towarzyszki, rozpacz, która, jak najbliżsi jego znajomi twierdzili, chwilami z obłędem graniczyła — publiczność była mu wdzięczną, że się w ogóle pokazał.
Siadł niedbale, i roztargnionym wzrokiem błądził po przerażająco wprost napchanej widowni.
Naturalnie, że człowiekowi, które tak straszne, wstrząsające dramaty życiowe przeżył, musiały być obojętne losy dramatu pisanego.
Wyglądał blado i zmęczono, ale już widocznie zdołał męską siłą pokonać cierpienie, bo inaczej nie byłby się narażał na, bądź co bądź silne wstrząśnienia, jakie pierwszy raz wystawiany autor przechodzić musi.
Światła pogasły. Przedstawienie się rozpoczęło.
Bielecki nawet nie spojrzał na scenę, wsunął się głęboko w fotel, i głęboko się zamyślił.
Opętała go jakaś chora mania; bezustannie musiał rozważać, czy to wszystko, co on zrobił, było warte tego, naco tyle nadludzkiej siły zużył, co o mało życiem nie przypłacił — bo, mimo, że doskonale pływał, ten drugi skok w morze, już go z wiecznością kumał: jedna jeszcze fala, a byłby się pod motor dostał...