przeżywał, tego tykać niewolno, choćby to miało być jego szczęściem lub męczarnią, a jeżeli już chodzi o biografję artysty, to jedynie tylko o tę wewnętrzną, o jądro jego duszy, wokół którego jego twór oscyluje i w widome kształty się przyobleka.
A tym barocentrycznym jądrem w duszy Szopena, to ziemia, która go wydała, ta ziemia, jak widna i szeroka, z jej smutkiem i weselem, jej krwawemi losy i ponurym tragizmem — ziemia, tym więcej ukochana i utęskniona, w im dalszą perspektywę się usuwała i z oczu zatracać się jęła — ziemia, która w duszy jego od bieguna do bieguna niepodzielnie się rozpanoszyła — w całym królewskim tego słowa znaczeniu, ale już nie jako zwykła rzeczywistość, ale niejako w pojęciu Anamnezy Platona: w dalekim wspomnieniu, które tym większym i gorętszym ulegało przekształceniom, im więcej ta ziemia stawała się wytęsknioną, nigdy nie osiągłą ziemią obiecaną, której już oczy wieszcza ujrzeć nie miały.
Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Szopen a Naród.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.