Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Szopen a Naród.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

Maestoso:
Zaduma, cicha zaduma, miarowo przerywana nagłemi podrzutami duszy — bezkresna melancholja równin, błądzenie stęsknionemi palcami po niebosiężnej harfie cierpienia, a nagle: jakby on wicher, co niewiadomo skąd się rodzi, wyskakuje raptem głośny okrzyk, nawpół nuta tryumfu, nawpół smagający ból lęku, by tam gdzieś w głębi ukryte cierpienie zadusić:
Tańcz, moja duszo, tańcz!
Ni stąd, ni zowąd dzika jakaś ochota, jakieś pragnienie wielkiego, szerokiego użycia od bieguna do bieguna — nogi drgają w takt zapamiętałego tańca, silniej, mocniej jeszcze, rwą się krzyki, coraz gwałtowniejsze przyśpiewki w tryjolach, w grzmiącym basie — szeroko, coraz szerzej — ale napróżno: przyczajony ból wyczołgał się, długi, uparty, zjadliwy, w jakieś niejasne wspomnienie...
I wraz składają się ręce w zbożnej skrusze,