Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Szopen a Naród.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

nowo ze zdwojoną siłą zrywa się na nogi, powtórnie ze zdwojoną siłą szturmuje zamknięte wrota utraconego raju, i w strasznym, rozdzierającym ryku bólu kona ten rozpaczny wysiłek.
A z dali, jakby odgłos krwawej bitwy — tętent koni, głuchy grzmot dział, dudnienie ziemi pod ciężkiemi stopami karnych czwartaków — majaczą się modlitwy za konających, błagalne prośby do Pana Zastępów, coraz więcej głuchnie w oddali zgiełk bitwy, a nagle, gdyby jakaś święta róża mistyczna, wykwitła z rozpacznych cierpień, rozszalałych modłów, dzikiego zamętu bitwy m a z u r e k, w którym gienjusz Szopena w niesłychanej potędze odtworzył tak szczerą, tak czystą i tak naiwną poezję narodu, co z dziarskim śpiewem, z kolistym mazurkiem na ustach szedł na krwawy tan.
Tkliwa piosenka ułańska „Tam na błoniu błyszczy kwiecie" kojarzy się z hardym „Taki los wypadł nam, że dziś tu, a jutro tam", odzywa się buta Po-